Gdy pojawił się w Poznaniu, był postacią niemal anonimową, tylko nieliczni fachowcy zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia z prawdziwym futbolowym skarbem, którego trzeba pilnować dosłownie jak oka w głowie... przed konkurencją i słabościami. Zwano go różnież - Mirkiem, później "Mundkiem", "Okoniem", a wreszcie, już podczas występów na niemieckich boiskach, po prostu "Oko". Wszyscy i tak wiedzieli, że chodzi o Mirosława Mariana Okońskiego - piłkarskiego geniusza i artystę.*
Na dobre i na złe podbił serca poznańskich kibiców, a ci wierni pozostali mu do dziś. Choć wielu z nich nie pamięta już jego boiskowych występów, w trudnej życiowej sytuacji stanęli po stronie swego idola, a finansowe wsparcie miało niezwykły wymiar.
Mirek nigdy nie był specjalnie dobrze ułożonym chłopcem, ale nie można było o nim powiedzieć, że był zły. Uczynnością zyskiwał sympatię swego środowiska. W rodzinnym Koszalinie, gdzie przyszedł na świat 8 grudnia 1958, miał grono oddanych przyjaciół, a także bardzo liczne rodzeństwo. W domu Okońskich, choć się nie przelewało, nigdy nie było smutno. Szybko piłka stała się największą rozrywką Mirka. Wbrew woli ojca Władysława - byłego futbolisty miejscowego Bałtyku - mały Okoński zapisał się do rywala zza miedzy - Gwardii. Ten milicyjny klub przysporzył później Lechowi dwóch innych znakomitych graczy - Mariusza Niewiadomskiego i Mirosława Trzeciaka.
Faktycznym odkrywcą talentu "Okonia" był Leon Demyczuk, znany koszaliński trener młodzieży. To pod jego okiem Mirek pilnie trenował i tylko kwestią czasu była eksplozja samorodnego talentu. Niesamowity drybling, świetna technika użytkowa, doskonałe przyspieszenie i perfekcyjny strzał z lewej nogi dawały gwarancję, że polski futbol doczekał się naprawdę wielkiej gwiazdy. Początkowo tylko nieliczne kluby interesowały się niepozornym nastolatkiem – Arka, Lech, Pogoń i warszawska Gwardia. Dogadany już ze szczecińską Pogonią, ostatecznie wylądował w Poznaniu i tego kroku nigdy nie żałował.
Już w debiucie 24 lipca 1977 roku przeciwko Górnikowi Zabrze podbił poznańską widownię. Mijał rywali niczym slalomowe tyczki, techniką dorównywał brazylijskim wirtuozom futbolu. Poznańscy kibice na jego punkcie oszaleli na dobre, a on wciąż ich czymś zaskakiwał. Pierwszą bramkę w ekstraklasie zdobył 2 tygodnie później w Opolu przeciwko Odrze (2:2). Po kolejnych trzech miesiącach zadebiutował we Wrocławiu już w seniorskiej reprezentacji Polski w zwycięskim meczu ze Szwecją 2:1. Bardzo bliski był wyjazdu na Mundial do Argentyny w 1978. Ostatecznie jednak trener Gmoch uznał, że "Mundek" jest jeszcze młody i ma czas na takie imprezy. Czas pokazał, w jak wielkim był błędzie, do czego się zresztą przyznał w okresie greckiej przygody "Okonia".
Na kolejne Mistrzostwa Świata w 1982 i 1986 nie zabrał go tym razem Antoni Piechniczek i specjalnie się z tego nie tłumaczył. Gdyby Mirek grał wówczas w Zabrzu, Krakowie czy w Warszawie, byłby zapewne trzykrotnym uczestnikiem Mundialu. Nie miał szczęścia do reprezentacji, choć rozegrał w niej w sumie 29 spotkań, zdobywając 2 gole. Dużo lepiej wiodło mu się w piłce klubowej. Z Lechem zdobył dwukrotnie Puchar Polski (1982 i 84), wcześniej również 2 razy w barwach Legii (1980 i 81); został też w niebiesko-białych barwach królem strzelców ekstraklasy sezonu 1982/83 i trzykrotnie Mistrzem Polski (1983, 84 i 93).
Równie wiele sukcesów odniósł zagranicą. Do Hamburga wyjechał w 1986 i już po roku wywalczył z HSV wicemistrzostwo Niemiec i Puchar Niemiec, został też wybrany najlepszym obcokrajowcem Bundesligi 1986/87, a drugim po Lotharze Matthäusie najlepszym jej piłkarzem. Dwa lata później podbił stadiony Hellady - w barwach AEK Ateny (1988-91) zdobył mistrzostwo Grecji i wywalczył Superpuchar. Z innej greckiej drużyny, przeciętnego Korinthiosu (1991-92), zrobił całkiem widowiskowo grający zespół. Osiągnął dużo, choć mógł jeszcze więcej. Na przeszkodzie stawał nieco rozrywkowy styl życia, łatwowierność i beztroska.
Ligową karierę kończył w Polsce w poznańskich klubach: Lechu i Olimpii. Trzy występy w kolejowych barwach jesienią 1992 roku dały mu mistrzostwo Polski i tytuł najstarszego w dziejach klubu gracza z mistrzostwem Polski (34 lata i 214 dni). Później bez większych osiągnięć próbował swych sił na ławce trenerskiej (m.in. w Górniku Łęczyca).
Z poznańską widownią rozstał się 5 maja 1995 w sposób dotąd niespotykany. Na jego pożegnalny benefis zjechali się wszyscy jego dawni koledzy z Lecha i reprezentacji z całego kraju i zagranicy. Tylu gwiazd na Bułgarskiej dawno nie było. Mimo upływu lat i oficjalnych pożegnań, Mirek wciąż gra w Kolejorzu, choć dziś tylko w zespole Oldboyów, i nadal jest gwiazdą drużyny. Jesienią 2001 został wybrany przez specjalną kapitułę „Najlepszym graczem 80-lecia Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej”, rok później także najlepszym graczem 80-lecia poznańskiego Lecha w plebiscycie Gazety Wyborczej. Tych laurów będzie jeszcze zapewne przybywać.
W swoje karierze rozegrał ponad 550 oficjalnych spotkań, zdobywając w nich 156 udokumentowanych goli. W barwach Lecha wystąpił w 243 meczach (200 w ekstraklasie, 24 w PP, 12 w europejskich pucharach, 6 w Pucharze Lata i 1 w Superpucharze Polski), w których strzelił 90 bramek (69 w ekstraklasie, 7 w PP, 4 w europejskich pucharach i 10 w Pucharze Lata). Do tego dochodzi dorobek w innych klubach - w Legii (52 gry i 15 goli w lidze, 8/5 w PP i 6/2 w europejskich pucharach), w Olimpii ( 9/0 liga i 1/0 PP), w HSV Hamburg (62/15 w Bundeslidze i 4/1 europejskie puchary), w AEK Ateny (77/22 w Alfa Ethniki, 1/0 Superpuchar i 6/1 europejskie puchary) i w Korinthos (18/4 w Alfa Ethniki) i jeszcze drugoligowe gry i bramki w koszalińskiej Gwardii.
Mirosław Okoński przywrócił w latach 80. Kolejorzowi blask i dał niepowtarzalne przeżycia jego fanom. Stał się ojcem sukcesów Lecha, prawdziwie wielką jego legendą. Był jednym z największych talentów, jaki pojawił się w naszym futbolu, niepowtarzalnym artystą i niezwykłym zjawiskiem. Dziś, by przywrócić należne Lechowi miejsce w piłkarskim światku, potrzebny jest nowy Okoński. To fakt niepowtarzalny. Tylko czy są jeszcze dawni poławiacze boiskowych diamentów?
Jan Rędzioch
* tekst oryginalny z zachowanymi datami i informacjami aktualnymi na dzień publikacji artykułu.
Zapisz się do newslettera