- Lech jest faworytem, ale my nie mamy nic do stracenia. W szatni mówi się, że właśnie dla takich meczów się żyje, więc my tak do tego podchodzimy - mówi przed meczem finału Pucharu Polski trener Arki Gdynia, Leszek Ojrzyński.
Podobnego zdania są również gdyńscy piłkarze. - Puchar rządzi się przecież swoimi prawami. Lech jest oczywiście faworytem, ale my nie mamy nic do stracenia i gramy o swoje marzenia - mówi obrońca Arki, Krzysztof Sobieraj. - Jesteśmy przygotowani na każdy wariant ofensywny rywala. Lech ma niesamowitą siłę w ataku. Zdajemy sobie sprawę, że Kolejorz ma lepszych zawodników niż Arka, ale w sporcie nie zawsze wygrywa ten lepszy i bogatszy. Mamy plan na ten mecz i wierzę, że będziemy go mądrze realizować - dodaje.
Arka była zresztą pierwszym zespołem, który w rundzie wiosennej pokonał defensywę Kolejorza. Autorem tego trafienia był snajper gdynian, Rafał Siemaszko. - Wiemy, że Lech długo grał na "zero z tyłu" i dopiero w meczu w Gdyni stracili pierwszą bramkę. W głowie siedzi to, że udało nam się ich ukłuć. Przegraliśmy wysoko, ale jesteśmy mądrzejsi o to spotkanie i liczę, że jutro znajdziemy sposób, żeby strzelić chociaż jednego gola - przekonuje 30-letni napastnik.
Gdynianie w tej edycji Pucharu Polski nie zagrali jeszcze z rywalem z Lotto Ekstraklasy. - Nie ma żadnego wpływu to, że to Lech grał z rywalami ekstraklasowymi. Dotarliśmy do finału i przeszliśmy równie krętą drogę, jak rywal. Walczyliśmy w tej edycji z pierwszoligowcami i wcale nie było łatwo. Trudno powiedzieć czy łatwiej byłoby zagrać z drużynami ekstraklasowymi. Co roku mamy przykłady, że dobre ekipy odpadają z tymi z niższych lig - zapewnia Sobieraj.
Zapisz się do newslettera