Po raz trzeci z rzędu piłkarze Lecha Poznań odnoszą efektowne zwycięstwo na początku nowego sezonu. W 2009 roku Kolejorz rozgromił w Kielcach Koronę. Rok później nie dał szans Cracovii, a teraz zmiażdżył ŁKS. Wszystkie mecze zakończyły się niecodziennym wynikiem 5:0.
9 sierpnia 2009 roku. Lech opromieniony pewnym zwycięstwem w Gliwicach, w drugiej kolejce jedzie do Kielc. Tam nie daje żadnych szans Koronie. Strzelanie rozpoczyna Łukasz Nawotczyński, który pokonuje własnego bramkarza. Następnie trafiają Sławomir Peszko, Jakub Wilk i dwukrotnie Robert Lewandowski. Wydaje się, że nic nie zatrzyma marszu Kolejorza po mistrzostwo. Nic z tych rzeczy. Kolejne mecze boleśnie sprowadzają poznaniaków na ziemię i po dziewięciu kolejkach Wisła ma nad Lechem aż jedenaście punktów przewagi. Finisz w wykonaniu podopiecznych Jacka Zielińskiego jest jednak piorunujący i ostatecznie tytuł mistrzowski trafia do stolicy Wielkopolski.
Rok później Lech z kolei zalicza falstart na starcie rozgrywek. Najpierw remis w Łodzi z Widzewem, a następnie to samo u siebie z Arką Gdynia. W trzeciej kolejce na Bułgarską przyjeżdża Cracovia i zbiera tęgie lanie. Znów wynik otwiera bramka samobójcza, tym razem Mariana Jarabicy. Potem drogę do bramki Pasów znaleźli jeszcze Sławomir Peszko, Jakub Wilk i dwa razy Artiom Rudnev. Wszyscy myśleli, że poznańska Lokomotywa wraca na właściwe tory. Nic bardziej mylnego. W kolejnych meczach Kolejorz znów seryjnie tracił punkty i ostatecznie uplasował się na bardzo rozczarowującym piątym miejscu i nie wywalczył przepustki do Europy.
W obecnym sezonie efektowne zwycięstwo przyszło już na samym początku. Mimo niezbyt dobrych pierwszych piętnastu minut Lech w końcu przejął inicjatywę na boisku w Bełchatowie i jak najlepszy bokser wypunktował ŁKS. Strzelanie zaczął Rudnev, który na listę strzelców wpisał się aż trzykrotnie. Jedną, ale za to niezwykłej urody bramkę dołożył Semir Stilić. Nie mogło również zabraknąć bramki samobójczej. Jej autorem Cezary Stefańczyk.
Najważniejsze, że piłkarze Kolejorza pomni wcześniejszych doświadczeń nie wpadają w hurraoptymizm. - Nikt z nas nie spodziewał się tak dobrego początku. To bardzo dobry wynik na start. W żadnym razie nie możemy jednak popadać w euforię. To dopiero początek, do końca ligi jeszcze bardzo długa droga. Efektowne wyniki notowaliśmy zarówno na starcie mistrzowskiego sezonu, jak i w ubiegłym roku. Nie wiem, co oznacza to 5:0 z ŁKS-em, nie jestem wróżką. Widać jednak, że kierunek, który obraliśmy jest dobry i musimy nadal iść tą drogą i patrzeć się na siebie uważa obrońca Ivan Djurdjević.
- Udało nam się znakomicie rozpocząć ten sezon. Bardzo cieszymy się z takiego okazałego zwycięstwa, ale nie możemy nim żyć. Przygotowujemy się już do kolejnego ligowego starcia. Ten mecz utwierdził nas wszystkich w przekonaniu, że jesteśmy dobrze przygotowani do tego sezonu. To bardzo nas motywuje. Widać było, że potrzebowaliśmy kilku minut na to, żeby się rozkręcić, ale kiedy już to zrobiliśmy to gole się posypały. Nie miałem jednak żadnych skojarzeń z efektownym rozpoczęcie mistrzowskiego sezonu. Dlatego trzeba do tego podejść spokojnie, głowy trzeba błyskawicznie ostudzić - wtóruje mu pomocnik Jakub Wilk.
Zapisz się do newslettera