Lech Poznań - Górnik Zabrze 2:0 1:0
Tym razem nie było dreszczowca na Bułgarskiej. Lech był od Górnika Zabrze wyraźnie lepszy i pokonał go 2:0. Pierwszy raz w lidze u Franciszka Smudy zagrał Artur Marciniak, którego wejścia na boisko domagali się kibice.
- Stadion Lecha to teraz stadion numer jeden w Polsce - mówił po meczu trener Górnika Marek Motyka. Przed meczem zrobił jednak wiele, by kilkunastotysięczna publika nie zobaczyła w sobotę widowiska podobnego do tych, które w tym sezonie lechici fundują swoim kibicom. Motyka posłał do boju aż pięciu obrońców, w tym dwóch, którzy mieli indywidualnie kryć Piotra Reissa i Zbigniewa Zakrzewskiego. Postawił w ten sposób zasieki, które poznaniakom trudno było pokonać szczególnie przed przerwą. Taką taktykę Górnik okupił jednak niemal całkowitą bezsilnością w ataku - w całym meczu zabrzanie nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Krzysztofa Kotorowskiego!
Lechici trafiali w bramkę Górnika sześciokrotnie, ale nawet to nie oddaje dysproporcji między dwiema drużynami, bo przynajmniej w kilku sytuacjach pudłowali. Jak choćby Jakub Wilk, który miał dwie idealne okazje, by zdobyć swoją pierwszą bramkę dla "Kolejorza". Mimo tak dużych różnic w umiejętnościach piłkarzy obu drużyn sobotni mecz był całkiem niezły. Miał swoją dramaturgię za sprawą nieporadnego bramkarza Górnika Mateusza Sławika, którego kiksy otworzyły lechitom drogę do dwóch goli. Pierwszy z nich był wręcz kuriozalny - Sławik najpierw zagrał piłkę głową poza polem karnym, a gdy w szesnastkę wstrzelił ją Reiss, bramkarz Górnika zagrał wprost do Zakrzewskiego. Ten miał do pokonania tylko dwóch obrońców z Zabrza i posłał piłkę do siatki. Przy drugiej bramce zabrzański golkiper dał się uprzedzić Marcinowi Wasilewskiemu, który głową zdobył swoją piątą bramkę w sezonie i przypomniał się, że wciąż jest najskuteczniejszym obrońcą ekstraklasy.
Przy wyniku 2:0 było jasne, że losy meczu są rozstrzygnięte i widownia nie może liczyć na dramatyczne zwroty akcji, do których jest przyzwyczajona. Dziesięć minut przed końcem Motyka zdjął jednego z obrońców i wprowadził drugiego napastnika Dawida Jarkę, ale losów meczu zmienić nie mógł. W ostatnich minutach meczu mocniejsi kondycyjnie lechici rządzili już na boisku niepodzielnie.
Kibice nie mogli jednak czuć się zawiedzeni, nawet gdy Franciszek Smuda zdjął z boiska Wasilewskiego, by ten nie dostał żółtej kartki, która wyeliminowałaby go z piątkowego meczu z Legią. Wszystkie bilety przyznane poznaniakom na spotkanie w Warszawie rozeszły się błyskawicznie, więc część trybun zaczęła już żyć tym meczem.
Ale nie Legia rozgrzewała publiczność. Na skromnej ławce rezerwowych kibice wypatrzyli swojego ulubieńca Artura Marciniaka, zaczęli więc skandować jego nazwisko. Smuda spełnił prośbę trybun i pozwolił młodemu lechicie pierwszy raz zagrać w tym sezonie ekstraklasy. - Bardzo lubię kibiców za ten doping i musiałem się im jakoś odwdzięczyć. Artur to młody, niedoświadczony zawodnik. W zeszłym sezonie grał, bo musiał. Teraz w Poznaniu jest zupełnie inny zespół, ale ja wierzę, że z Artura będzie kiedyś dobry zawodnik, taki jak na przykład jest teraz Wilk - tłumaczył później Smuda. Marciniak przy swoim bodaj pierwszym kontakcie z piłką miał szansę na gola, ale spudłował...
Przy ustawieniu 4-4-2, na które zdecydował się trener Lecha, mniej błyszczał Henry Quinteros. Co nie oznacza, że grał źle. Brał udział w kilku ładnych akcjach, a duże brawa zebrał za sztuczki techniczne - prezentował swój kunszt w panowaniu nad piłką atakowany przez rywali nawet we własnym polu karnym! To musiało się spodobać. Podobnie jak udana akcja obronna Bartosza Bosackiego. Niedawny reprezentant Polski w ciągu kilku chwil zabrał piłkę wślizgami dwóm rywalom. Czy to koniec kryzysu formy Bosackiego? Kibice w to wierzą i nagrodzili go oklaskami. - Reprezentacja? Proszę pytać selekcjonera i panów Kaczmarka i Dziekanowskiego, czy Bosacki w kadrze jeszcze zagra czy nie zagra - mówił piłkarz po meczu.
Lech Poznań 2 (1)
Zakrzewski (36. min, dobitka strzału Reissa), Wasilewski (72., po dośrodkowaniu Reissa)
Górnik Zabrze 0 (0)
Lech: Kotorowski - Wasilewski (75. Kucharski), Bosacki, Drzymont, Wojtkowiak - Kikut (82. Marciniak), Murawski, Quinteros, Wilk - Zakrzewski (90. Pitry), Reiss.
Górnik: Sławik - Radler, Cios, Jarczyk (81. Aleksander), Bednarz, Prasnal Ż - Seweryn, Prokop Ż (73. Jarka), Bartos Ż, Andraszak (59. Stachowiak) - Moskal.
Widzów 14 tys.
Sędziował Jacek Granat z Warszawy