Lech po porażce w Gdyni - w przyszłym sezonie tak być nie może
Lech Poznań w ostatnich tygodniach udowadniał, iż wygłaszane już w kwietniu tezy, że sezon de facto się dla niego skończył, były przedwczesne. Teraz, po zupełnie nieudanym meczu w Gdyni, można to jednak już stwierdzić bez wątpliwości
Owszem, "Kolejorzowi" został jeszcze do rozegrania mecz z Odrą Wodzisław, ale jego stawka jest tak podniecająca, jak to, czy Lech zajmie czwarte czy ósme miejsce. Ma to znaczenia dla podziału premii posezonowych, ale dla kibiców różnica jest żadna. No, może z takim wyjątkiem, że miejsce poniżej szóstego będzie gorszym niż osiągnięcie biednego Lecha trenera Czesława Michniewicza sprzed roku. A to przecież policzek dla dzisiejszego "Kolejorza".
Poznaniaków i tak zabraknie w europejskich pucharach, więc plan na ten sezon nie zostanie zrealizowany. Ostatnia szansa na osiągnięcie celu przepadła na stadionie Arki Gdynia. Owszem, Puchar Intertoto ma wiele wad. Złośliwie można powiedzieć, iż był on jednak okazją na to, by uniknąć kolejnego zgrupowanie w Zakopanem, które może piłkarzom zafundować trener Smuda. Była to także szansa na to, aby pokazać się w Europie.
Naturalnie pojawia się pytanie, czy "Kolejorz" ma w tej chwili co pokazywać. Nie ma wątpliwości, że wymaga on wzmocnień, ale pogromczyni poznaniaków Arka Gdynia pokazała, że można grać dobrze nawet bez wielkich nazwisk w drużynie.
Marcin Wachowicz - niechciany w Lechu - okazał się jego katem i ma teraz chwile triumfu. Trener Franciszek Smuda twierdzi, że nie żałuje decyzji o pozbyciu się go z Poznania. - Kiedy Wachowicz grał w Lechu, miał czas, by się pokazać. To była podstawa ustalenia jego przydatności, a nie obecna gra w Arce.
Trener Marek Bajor stawia z kolei Jakuba Wilka jako jego alternatywę. - Zrezygnowaliśmy z Wachowicza, ale dzięki temu eksplodował talent "Wilczka" - przypomina.
Także Wilk nie uniknął jednak ognia krytyki po meczu z Arką, w którym Lech nie tylko był słabszy od rywala, ale też grał ze znacznie mniejszym zaangażowaniem. - Piłkarze muszą się nad sobą zastanowić, czy w przyszłości chcą dawać z siebie wszystko dla Lecha, czy nie. Bez łaski - grzmiał Smuda, który z trudem powstrzymywał się, aby nie używać mocniejszych słów wobec wakacyjnej postawy swoich zawodników. - W meczu z Arką miałem wrażenie, że w Lechu gra tylko dwóch piłkarzy. To był Rafał Murawski, który nie po raz pierwszy zaprezentował się bardzo dobrze, oraz Marcin Kikut, który swoje braki techniczne nadrabia ogromną aktywnością i bieganiem.
Na razie nie wiadomo, jakie konsekwencje dla dalszego składu będzie mieć wpadka w Gdyni. Smuda został jednak rozsierdzony akurat w chwili, gdy ważyć się będą losy kształtu Lecha w sezonie 2007/2008. To, że musi on wyglądać kompletnie inaczej niż podczas meczu w Gdyni - nikt chyba nie ma wątpliwości.