W środę, 7 listopada, obchodzimy rocznicę rewanżowego meczu z Olympique Marsylia. Spotkanie z francuskimi milionerami okazało się klęską Lecha Poznań i do dzisiaj tę rywalizację wspominamy głównie przez pryzmat zwycięstwa w Poznaniu, a nie całego dwumeczu. Jednak czy o wysokiej porażce lechitów zadecydowały tylko względy sportowe?
Rywalizacja Kolejorza z Olympique Marsylia ma wiele twarzy. Z jednej strony możemy wspominać pierwszy mecz w Poznaniu, który dla wielu kibiców i zawodników jest najlepszym spotkaniem niebiesko-białych w europejskich pucharach. W ten październikowy wieczór 1990 roku, poznańska drużyna wygrała z marsylczykami 3:2. Był to szok dla kibiców w Poznaniu, jak i prawdopodobnie dla wszystkich pasjonatów futbolu z całej Europy.
Jednak europejskie puchary mają to do siebie, że trzeba jeszcze rozegrać spotkanie rewanżowe i w tym przypadku było to bardzo bolesne. Mimo wszystko, okoliczności tego spotkania nie wskazywały na to jak zakończy się ten europejski epizod. Tuż przed wylotem do Francji Kolejorz zremisował z Legią Warszawa, a Olympique przegrał na własnym stadionie z beniaminkiem z Nancy. Wydawało się, że lechici mogą powalczyć na Stade Velodrome.
Zawodnicy trenera Andrzeja Strugarka i menagera Jerzego Kopy udali się do Marsylii w przededniu meczu. Do poznańskiego zespołu i dziennikarzy docierały informacje o wściekłości właściciela francuskiego klubu, Bernarda Tapie i o tym, że jest on w stanie zrobić absolutnie wszystko, żeby jego zespół awansował dalej. Oczywiście o wiele mniej zamożny klub z Polski nie mógł sobie pozwolić na przyjazd do Francji z własnym jedzeniem oraz kucharzem. Poznańscy działacze wręcz byli zdziwieni, że zarówno wielka Barcelona, jak i Olympique, przylatywali do stolicy Wielkopolski z własnym prowiantem. Jak się okazało później, brak tego elementu w przygotowaniu do meczu rewanżowego był brzemienny w skutkach.
Po latach zawodnicy i trenerzy Kolejorza uważają, że zostali podtruci i to z tego powodu w tym spotkaniu w ogóle nie byli tą samą drużyną, która dwa tygodnie wcześniej pokonała marsylczyków. Jako pierwszy niedyspozycję zgłosił Dariusz Skrzypczak. Działo się to jeszcze w szatni przed pierwszym gwizdkiem, a więc szybko do pierwszego składu wskoczył Andrzej Juskowiak. W trakcie gry podobne dolegliwości zgłosił Mirosław Trzeciak i już w dwudziestej minucie opuścił boisko. Od razu udał się do szatni, gdzie dołączył do Skrzypczaka i razem przespali cały mecz na stołach do masażu. Problemy zdrowotne odczuwali także inni lechici występujący w tym spotkaniu: Dariusz Kofnyt, Andrzej Juskowiak, Damian Łukasik, Marek Rzepka oraz bramkarz poznańskiego klubu Kazimierz Sidorczuk. Źle czuli się praktycznie wszyscy zawodnicy, którzy brylowali w pierwszym meczu w Poznaniu. I jak się okazało po zakończeniu meczu, wszyscy ci piłkarze skorzystali w hotelu z popołudniowego poczęstunku. Wszyscy piłkarze, którzy tego nie zrobili czuli się dobrze.
Jeżeli spojrzymy na liczbę zawodników, którzy w czasie meczu nie czuli się najlepiej to od razu można przewidzieć jaki był wynik końcowy. Co prawda, spotkanie rozpoczęło się od bardzo dobrej sytuacji Juskowiaka, jednak później na boisku rządzili już tylko marsylczycy. Do przerwy francuzi prowadzili 3:0, nie pozostawiając wątpliwości kto awansuje do kolejnej rundy. W drugiej części spotkania lechici strzelili gola, po pewnym strzale Czesława Jakołcewicza z rzutu karnego, jednak w ostatnich minutach gwiazdy z Marsylii wykorzystały zmęczenie poznaniaków i dołożyli jeszcze trzy bramki. Porażka 1:6 jest najwyżej przegranym meczem w historii występów Lecha w europejskich pucharach.
Jednym z zabawniejszych elementów tej historii jest to, że belgijski obserwator z ramienia UEFA był tak zdziwiony boiskowym zachowaniem piłkarzy Lecha, że podjął decyzje o wysłaniu zawodników na kontrolę antydopingową. Podejrzewał, że poznaniacy przyjęli jakieś niedozwolone środki dopingujące i niektóre organizmy źle na nie zareagowały.
Po zakończeniu tego nierównego pojedynku Francuzi nie zaprosili na konferencję prasową trenera Kolejorza, Andrzeja Strugarka. Czyżby obawiali się tego co może powiedzieć? Prawdy o tamtym dniu nie dowiedzieliśmy się do dzisiaj. Po latach francuscy dziennikarze przyznawali, że domniemane podtrucie jest bardzo możliwe, ponieważ była to jedna z nieczystych zagrywek, która była stosowana przez Bernarda Tapie dosyć regularnie. Ostatecznie Olympique Marsylia awansował do finału Pucharu Europy, w którym, po karnych, przegrał z Crveną Zvezdą Belgrad. Po wydarzeniach z feralnego dwumeczu, zapewne Poznań cieszył się z tego wyniku tak samo jak stolica Jugosławii. Po latach kibicom Kolejorza i uczestnikom tamtych wydarzeń pozostały wspomnienia z pierwszego, fenomenalnego spotkania w Poznaniu oraz niesmak po tym jak Bernard Tapie, w nieczysty sposób, pokazał nam gdzie jest nasze miejsce.
07.11.1990
Bramki: Jean-Pierre Papin (19’), Philippe Vercruysse (34’, 45’, 84’), Jean Tigana (88’), Basile Boli (90’) – Czesław Jakołcewicz (60’-kar.)
Olympique Marsylia: Olmeta – Pardo, Boli, Mozer, Di Meco – Ayew-Pele (70’ Stojković), Tigana, Waddle (86’ Lada), Casoni – Papin, Vercruysse
Lech Poznań: Kazimierz Sidorczuk – Marek Rzepka, Czesław Jakołcewicz, Damian Łukasik, Przemysław Bereszyński – Kazimierz Moskal, Dariusz Kofnyt, Michał Gębura, Mirosław Trzeciak (20’ Daiusz Bayer) – Andrzej Juskowiak (72’ Dariusz Wołoszczuk), Bogusław Pachelski
Zapisz się do newslettera