Foswskie dawna osada, a dziś dzielnica miasta Kolonowskie w województwie opolskim, to dość specyficzne miejsce, bowiem większość jej dawnych mieszkańców od lat zamieszkuje w Niemczech. Wiąże się to z dość skomplikowanym problemem historycznym Śląska Opolskiego i masową emigracją miejscowej ludności nie tyle za samym chlebem, co za obkładem na ten chleb. Zostawmy jednak skomplikowaną historię Opolszczyzny.
Najbardziej znanym człowiekiem urodzonym w tej osadzie jest Józef Teodor Adamiec (na zdjęciu w środku - przyp. Lech Poznań), do dziś wzbudzający u starszych kibiców Kolejorza niezwykle miłe wspomnienia i olbrzymią sympatię. Mały Józek przyszedł na świat w rodzinnym domu 10 maja 1954 i początkowo zupełnie futbolem się nie interesował. Trudno było jednak nie zwrócić uwagi na wysokiego, silnego chłopaka mocno uderzającego piłkę do siatkówki. Wkrótce grał w Unii Kolonowskie.
Rozpoczynał jako dwunastolatek, by już po 4 latach występować w zespole seniorów. Nie chętnie zmieniał kluby, dlatego w Kolonowskich pozostawał aż przez 7 sezonów, poczym przeniósł się do pobliskiego Ozimka, by reprezentować miejscową Małą Panew, z którą zawitał nawet do II ligi. Rosłym stoperem obdarzonym silnym uderzeniem wkrótce zainteresował się najmocniejszy klub Opolszczyzny – występująca w ekstraklasie opolska Odra. Tu spotkał się z przyszłym trenerem reprezentacji Polski Antonim Piechniczkiem i na pozór stał się jego pupilem. Czas pokazał, że nie do końca był faworytem Piechniczka.
Kiedy to wiosną 1982 roku w pełni zasługując na wyjazd na mistrzostwa świata, niesłusznie został pominięty z powołaniem. Krzywda ta zresztą spotkała i innych graczy Lech – Okońskiego i Barczaka. Właśnie za kadencji Piechniczka debiutował w narodowych barwach 25 marca 1981 w wyjazdowym meczu z Rumunią w Bukareszcie, ale pozostałe 8 reprezentacyjnych występów (zdobył nawet zwycięską bramkę w spotkaniu z Chinami) zaliczył już w barwach Lecha, do którego trafił w lipcu 1981 roku po spadku Odry do drugiej ligi.
Sympatyczny brodacz odlatywał wówczas z warszawskiego lotniska Okęcie na wczasy do Bułgarii, a w poczekalni spotkał się zupełnie przypadkowo z ówczesnym trenerem Kolejorza Wojciechem Łazarkiem. „Baryła” miał niezwykły dar przekonywania i po paru chwilach Adamiec dał słowo na podpisanie kontraktu, a sam podpis na umowie złożył już po powrocie z bułgarskiej kanikuły wprost do Poznania. Początkowo ustawiany w pomocy nie specjalnie przekonywał do siebie poznańskiej widowni, ale wkrótce publika w „Józiku” zakochała się na amen. Doceniono jego niezwykłą ambicję, wolę walki i postawę prawdziwego bojownika, silne uderzenie głową i strzał z obu nóg, a co istotne umiejętność zdobywania bardzo ważnych bramek. Dwa gole z Widzewem (3:1) i gol zdobyty w ostatnich sekundach meczu z Legią na 1:0, tak naprawdę dały Lechowi mistrzostwo Polski w sezonie 1982/83. Doszły do tego jeszcze ładne bramki strzelone krakowskiej Wiśle i Górnikowi Zabrze.
W kolejnym sezonie zakończonym dubletem Lecha, Adamiec zdobył wprawdzie tylko 2 gole, ale za to jakie niezwykłe. W inauguracyjnym spotkaniu z krakowską Wisła lechici męczyli się niemiłosiernie i gdy sędzia meczu, dzisiejszy prezes PZPN Michał Listkiewicz chciał zakończyć już ten pojedynek, strzałem głową piłkę umieścił w krakowskiej bramce właśnie Adamiec. Wyczyn powtórzył w meczu z lubelskim Motorem, choć ten gol padł zdecydowanie wcześniej. W swym ostatnim okresie występów w barwach Lecha – jesienią 1984, do bramki trafił już tylko raz, ale znów pokonując bramkarza Wisły. Nie mieli do niego szczęścia krakowianie, oj nie mieli.
Zakochanych w Adamcu kibiców zaskoczyła postawa pupila w jesiennym meczu z ŁKS-em, który ostatecznie poznańska drużyna niespodziewanie przegrała 1:2. Poszła fama o sprzedaży meczu łodzianom, a najbardziej podejrzanym został właśnie „Józik”, choć w tym feralnym spotkaniu zwyczajnie nie powinien grać ze względu na kontuzję. Poirytowany i rozczarowany całą tą sytuacją wyjechał z rodziną do Niemiec, choć tak naprawdę emigracja wynikała z oczekiwań wywodzącej się spod Raciborza żony Adamca, której niemal cała rodzina od dawna mieszkała już w RFN. Brodaty defensor został na blisko 2 lata zdyskwalifikowany, poczym pojawił się w Oberlidze w barwach Wormatii Worms, gdzie grał do 1990 roku. Na Bułgarską zawitał dopiero w maju 1995, gdy wziął udział w pożegnalnym meczu swego kompana nie tylko z boiska – Mirka Okońskiego.
Zwyrodnienie stawów kolanowych i inne drobniejsze zadawnione kontuzje, uniemożliwiły mu dalszych piłkarskich występów, choć jeszcze jakiś czas trenował seniorów niewielkie klubiku RWO Alzey. Wówczas już Adamiec nie miał swej charakterystycznej brody (ten stan utrzymuje zresztą po dziś dzień), bo po pierwsze nie chciał straszyć córek swym zbójeckim wyglądem, a po wtóre siwiejący zarost mocno go postarzał.
Dziś zajmuje się już wyłącznie prowadzeniem firmy rehabilitacyjnej. Oczywiście wciąż żywo interesuje się futbolem i jest z nim za pan brat, a kibicuje rzecz jasna Lechowi i reprezentacji Polski. Żałuje, że nie doczekał się męskiego potomka, który poszedłby w jego ślady, choć obie córki mają pewne osiągnięcia w sporcie. Młodsza Rachel jest czołową gimnastyczką niemiecką, a starsza Jessica została nawet mistrzynią Niemiec w hip-hopie. Mimo nie bardzo polskich imion i startu w niemieckich barwach, obie dziewczyny świetnie mówią po polsku i z ojczyzną rodziców są mocno związane uczuciowo.
Trzy lata spędzone w Poznaniu są najlepszym okresem w karierze Adamca. Zdobył z Lechem dwukrotnie mistrzostwo Polski i dwukrotnie wzniósł Puchar Polski (1982 i 1984), grywał w narodowych barwach, ośmiokrotnie wystąpił w europejskich pucharach m.in. przeciwko Aberdeen FC, Athletic Bilbao czy Liverpool FC. Zagrał w sumie w Lechu w ciągu niepełnych czterech sezonów 116 oficjalnych spotkań (92 w I lidze, 15 w Pucharze Polski, wspominane 8 w europejskich pucharach i 1 o Superpuchar Polski).
Stał się symbolem niezwykle walecznego, odważnego i skutecznego defensora, choć poza boiskiem należał i nadal należy do ludzi niezwykle łagodnych. Nie wykluczone, iż w przyszłym roku z okazji klubowego jubileuszu 85-lecia, Józef Adamiec przypomni się swoim poznańskim fanom.
Jan Rędzioch
* tekst opublikowany w programie meczowym "Heeej Lech" w sezonie 2006/2007 z informacjami aktualnymi na moment publikacji artykułu.
Zapisz się do newslettera