Na razie występuje tylko w Młodej Ekstraklasie lub Pucharze Ekstraklasy. Na placu gry pojawił się także w spotkaniu charytatywnych na rzecz Waldemara Piątka. Jest jednak coraz bliżej powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Uraz którego doznał 7 miesięcy temu był najpoważniejszym w jego piłkarskiej karierze i z pewnością będzie przełomowy. Pojawić musi się oczywiście pytanie - czy Grzegorz będzie w stanie dojść do pełni swoich możliwości, jakie prezentował wcześniej - jako pewniak i filar defensywy Lecha - nie schodzący praktycznie z boiska - w której wówczas występował także Bartosz Bosacki, Marcin Wasilewski, czy Marcin Drzymont. Mimo młodego wieku Grzegorz nie po raz pierwszy uległ poważnej kontuzji. Mając 19 lat zerwał więzadła w stawie skokowym. Do formy wrócił jednak szybko, wywalczając sobie miejsce w pierwszoligowej Amice Wronki, więc pewnie i dziś powinniśmy być o to spokojni.
Urodził się w Kostrzynie nad Odrą - prowincjonalnym miasteczku nieopodal granicy z Niemcami. Tam wychowywał się w rodzinie bez żadnych tradycji piłkarskich, czy też sportowych. Od dziecka jednak interesował się piłką, grał z rówieśnikami, oglądał mecze w telewizji. Zwłaszcza zmagania reprezentacji podczas mistrzostw. Do dziś najbardziej lubi ligę hiszpańską.
- Mecze Realu Madryt i FC Barcelony zawsze budzą we mnie największe emocje.
Właśnie to całkowite oddanie się pasji, piłce w najmłodszych latach - zaważyło na całym życiu dzisiejszego piłkarza Lecha.
W wieku 10 lat, za namową ojca, trafił do klubu piłkarskiego. Celuloza Kostrzyn nad Odra była niegdyś drużyną drugoligową, stąd w mieście jej spotkania cieszą się w miarę dużym zainteresowaniem, choć dziś IV ligowy zespół broni się ostatkami sił przed spadkiem do okręgówki. W Celulozie Wojtkowiak występował aż przez 8 lat.
- Naprawdę bardzo dużo się nauczyłem pod okiem miejscowych trenerów. Jestem im wdzięczny, że wprowadzili mnie w piłkarski światek. W dodatku bardzo pomagali mi w transferze do Amiki Wronki. Nie zamierzali mnie trzymać na siłę w Kostrzynie, ale zależało im bardziej, by ich wychowanek zrobił karierę.
Takie podejście do swoich uzdolnionych piłkarzy, grających w reprezentacjach młodzieżowych - jak wówczas Wojtkowiak, działacze i trenerzy Celulozy wykazują już od dłuższego czasu. Poziom szkolenia w tym klubie odzwierciedlają nazwiska ich dawnych podopiecznych. Wychowali choćby Kazimierza Sidorczuka, Dariusza Dudkę czy innego stopera Lecha - Dawida Kucharskiego, z którym Wojtkowiak zna się od lat, a który - mimo że nieznacznie młodszy - nieco wcześniej trafił do Wronek.
W czasie, gdy mieszkał jeszcze z rodzicami w Kostrzynie, na mecze Lecha zabierał go niekiedy brat, który od dłuższego czasu żył w Poznaniu. Jest starszy aż o 10 lat.
- Nie mogę powiedzieć, bym był wtedy wielkim fanem Kolejorza".
Wojtkowiak jako młody chłopak trzymał kciuki za Pogoń Szczecin, podobnie wszyscy w Kostrzynie. I to właśnie na meczu tego klubu jako 14-latek pierwszy raz wcielił się w rolę kibica, gdy Pogoń mierzyła się z Legią Warszawa.
- Zobaczyłem jaka atmosfera panuje podczas meczów piłkarskich w ekstraklasie. Bardzo mnie to wówczas zmotywowało do dalszej pracy nad sobą. Zamarzyłem o grze w pierwszej lidze i to marzenie już mnie nie opuściło. Od tej pory nie szkoda mi było wyrzeczeń, które musiałem robić dla gry w piłkę.
Grzegorz w Wielkopolsce wylądował zimą 2003 roku i zadomowił się w rezerwach Amiki Wronki. Później po pewnych problemach zdrowotnych przebił się do ekstraklasy, gdy Amica prowadzona była przez Stefana Majewskiego. Jednak największy awans sportowy zawdzięcza trenerowi Maciejowi Skorży, pod wodzą którego przebił się do podstawowej jedenastki. Zwłaszcza dobrze układało mu się w sezonie 2005/06, kiedy to zagrał w ekstraklasie aż 16 razy. Nic w tym dziwnego, skoro obecny szkoleniowiec krakowskiej Wisły dawał szansę wielu młodym piłkarzom i można przewrotnie powiedzieć, że zaczął budować kadrę dzisiejszego Lecha. Mowa nie tylko o Grzegorzu Wojtkowiaku, ale też Marcinie Kikucie, Dawidzie Kucharskim i Ilianie Micanskim.
Udany sezon 2005/06, w którym obył się bez problemów ze zdrowiem, zaowocował podpisaniem kontraktu z Lechem Poznań, klubem powstającym z połączenia jego dawnego pracodawcy i WKP Lecha Poznań. Pozornie duża konkurencja w obronie sprawiała, że początkowo nie mógł być pewien tego angażu. Jednak ostateczne podpisanie 3-letniej umowy bardzo go zmotywowało.
- Od grudnia (2005, oficjalne ogłoszenie, że dojdzie do fuzji klubów - przyp. red.) robiłem wszystko, by trafić do nowego klubu. Starałem się niezmiernie. Występy wychodziły mi nieźle, ale patrzyłem na kadrę obu klubów i ciągle nie wiedziałem, czy uda mi się tam zakotwiczyć. Ten kontrakt był dla mnie wielką radością, motywacją i kopniakiem do przodu.
Rzeczywiście po otrzymaniu kopniaka Wojtkowiak wystrzelił jak z procy. Prezentował bardzo dobra formę i stał się kluczowym obrońcą drużyny Franciszka Smudy. Aż w 17 spotkaniach z rzędu rozegrał pełne 90 minut. Mimo tego nie ustrzegł się błędów. Ten który kibicom najbardziej zapadł w pamięci to interwencja w końcówce wyjazdowego meczu z warszawską Legią w listopadzie 2006, po której Lech stracił gola, przegrywając 2:3. Mimo tego wciąż był jednym z najlepszych obrońców Kolejorza". Runda wiosenna wypadła już trochę mniej udanie. Właśnie w kwietniu, podczas konfrontacji z Groclinem Grzegorz doznał kontuzji.
- Kolano zaczęło mnie boleć już w pierwszej połowie po faulu. Ostatecznie opuściłem boisko w drugiej połowie. Przez dwa kolejne dni nie byliśmy świadomi, że moja kontuzja jest tak groźna. Szydło wyszło z worka dopiero po szczegółowych badaniach.
Natychmiastowa operacja i profesjonalna rehabilitacja relatywnie szybko pozwolą Wojtkowiakowi wrócić do gry. Być może stanie się to jeszcze w trwającej rundzie jesiennej. Z pewnością jednak bez zakłóceń będzie mógł przepracować okres przygotowawczy i już wiosną w pełni sił pomagać Lechowi w dążeniach do mistrzostwa Polski.
Marcin Gościniak
Zapisz się do newslettera