O byciu liderem, grze w PKO Ekstraklasie, Christianie Gytkjaerze, polskich obrońcach czy odbiorze, z jakim spotykają się mecze Lecha Poznań. Oddajemy głos pozyskanemu latem ze słowackiego DAC Dunajska Streda Lubomirowi Šatce, który podzielił się z nami przemyśleniami na wiele tematów związanych z Kolejorzem.
Pamiętam dokładnie ostatnią kolację przed moim wylotem do Anglii w wieku 16 lat. Mama płakała, a ja jej powtarzałem, że przecież spełniam swoje marzenia. Jestem jedynakiem, więc rodziców perspektywa trochę różniła się od mojej. Wtedy ciężko to znieśli, ale na moją przeprowadzkę do Poznania byli już przygotowani. Mnie też było łatwiej, w Polsce ludzie mają podobną mentalność, kultura także jest zbliżona, a ja już w momencie transferu do Lecha miałem 23 lata i więcej doświadczenia życiowego. Na początku mieszkałem kilka tygodni w hotelu, później już znalazłem mieszkanie blisko stadionu, coraz szybsza znajomość języka również pomagała. Poszło to wszystko znacznie bardziej płynnie, niż przy okazji pierwszego wyjazdu z domu.
O Lechu wiedziałem, że należy do ścisłej czołówki w swoim kraju. Bardzo lubię futbol, interesuję się piłką i różnymi ligami. Już kiedy byłem młody patrzyłem regularnie na tabele polskiej ekstraklasy, orientowałem się, kto jest w niej mocny. Pamiętam dominującą Wisłę Kraków i w późniejszych latach walkę o tytuł najlepszej drużyny pomiędzy Legią i Lechem. W nowej szatni nie znałem nikogo, ale zimą przed przyjściem tutaj graliśmy razem sparing, gdy jeszcze byłem w DAC. Przed nim doszły mnie słuchy, że w Poznaniu się mną interesują, bardzo chciałem się wtedy pokazać. Patrzyliśmy z kolegami na stronie Transfermarkt na skład naszego rywala, zobaczyłem rodaka, Matusa Putnockiego, ale nie miałem świadomości, że niedługo kończy mu się kontrakt. Tamto spotkanie przegraliśmy po golu "Pawki" Tomczyka, a ja po pół roku spotkałem się w drużynie z wieloma chłopakami, z którymi mierzyłem się zimą w Turcji.
Trafiłem tu na początku sezonu bez przepracowanego wspólnie okresu przygotowawczego. Dla piłkarza to nie jest łatwe, ale najważniejsze, że miałem już kontrakt podpisany wcześniej i znałem swoją przyszłość. Równolegle oglądałem wszystkie sparingi Lecha, chciałem jak najszybciej poznać styl, w jaki sposób chce grać. Spodziewałem się dobrego "mixu" młodych i bardziej doświadczonych zawodników, byłem ciekaw wszystkiego, co związane z tym zespołem i nową dla mnie ligą. Musiałem jeszcze skupić się na misji, jaką miałem w DAC i wyeliminowaniu Cracovii z kwalifikacji Ligi Europy. Nie ukrywam, zależało mi na tym, żeby przyjść do Polski jako gracz, który przyczynił się do awansu swojej drużyny w starciu z jednym z waszych zespołów. Przeszliśmy dalej, pożegnałem się z Dunajską Stredą w miłych okolicznościach, a ja przyszedłem jako jeszcze pewniejszy siebie piłkarz.
Krótko po przeprowadzce tutaj szukałem kontaktu z Polakami z uwagi na język. Lubiłem słuchać ich rozmów, wyłapywać poszczególne słowa, próbowałem się ich uczyć. Od większości z nich jestem starszy, ale nadajemy na podobnych falach, wszystko z powodu tej podobnej mentalności. Wiedziałem, że to kwestia czasu, żeby przyswoić sobie polski, ale pragnąłem jak najszybciej to zrobić, stąd cieszyłem się na lekcje waszego języka. Ja miałem o tyle łatwą sytuację, że praktycznie wszystko rozumiałem, ale na początku frustrowałem się, że nie każdą rzecz mogę powiedzieć tak, jak bym chciał. Byłem blisko tego, ale jeszcze czegoś brakowało. Teraz już jest ok, pomogły i rozmowy z chłopakami, i nauka na zajęciach.
Na starcie rozgrywek Lech grał świetnie, a ja przez trzy tygodnie pozostawałem bez gry. To było zrozumiałe, zespół tracił niewiele goli, osiągał dobre wyniki, ale ja cały czas pozostawałem cierpliwy i czekałem na swoją szansę. Czułem się dobrze na treningach pod względem fizycznym i piłkarskim, a później przyszła możliwość występu w rezerwach. To właśnie w nich oficjalnie zadebiutowałem w nowych barwach, a niedługo potem zagrałem już w pierwszym zespole. Od tego momentu już nie patrzyłem wstecz, a myślałem tylko o tym, co przede mną.
Na polską ekstraklasę od razu patrzyłem przez pryzmat tego, że jest to bardziej wymagająca liga od tej słowackiej. W tej drugiej czułem już, że pora na krok do przodu, znalazłem się w jej najlepszej "jedenastce" sezonu. Chciałem grać wyżej, być blisko kadry, a do tego niezbędne są występy na lepszym poziomie. Tak też się stało, uświadomiłem to sobie od razu. Praktycznie nigdy nie masz tu łatwych meczów, cały czas trwa walka o środek pola, a obrońcy co chwilę zmagają się z dośrodkowaniami kierowanymi do silnych, doświadczonych napastników. Od razu zobaczyłem pewien schemat na swojej pozycji: jeśli mowa o najlepszych środkowych obrońcach, są już bardziej ograni, wygrywają wiele pojedynków na ziemi i w powietrzu, cechują ich imponujące warunki fizyczne. Ja jestem trochę innym typem stopera, mam inne atuty, czuję się bardziej technicznym piłkarzem, który lubi i umie wyprowadzić piłkę. Radzę sobie w twardej rywalizacji z ofensywnymi zawodnikami przeciwnika, ale i w innych obszarach odnajduję się dobrze. Z podobnych do mnie graczy podoba mi się Benedikt Zech z Pogoni, jest w idealnym wieku, ma 29 lat i widać, że bardzo dobrze czuje się w naszej lidze.
Trochę mnie dziwiło na początku, że w Polsce patrzy się uważniej dla przykładu na to, kto ile przebiegł, niż na to, kto wykonuje więcej kluczowych podań i jaką ma ich skuteczność. Liczy się przede wszystkim fizyczność, a ja szybko zdałem sobie sprawę, że mogę się też wyróżnić innymi cechami. Cały czas przy tym wiem, że jest sporo elementów piłki, które mogę poprawić. Mam 24 lata i uważam, że najlepsze lata na mojej pozycji przede mną, gra w Polsce mi w tym pomoże, to idealne miejsce do tego.
Nie jest łatwo rywalizować z napastnikami w polskiej ekstraklasie. Mają swoje zalety, są groźni w polu karnym, ale jest sporo takich, którzy potrafią utrzymać się przy piłce i tym bardzo pomagają swojemu zespołowi. Taki Igor Angulo czy Flavio Paixao wiedzą, jak ustawić się w "szesnastce", występują tu od kilku lat i umieją oszukać niejednego obrońcę. Trzeba na nich uważać, ale ja chcę rywalizować z takimi zawodnikami, tylko tak stanę się lepszy.
Świetnym napastnikiem jest Christian Gytkjaer, mam dużą nadzieję, że będzie królem strzelców. Na treningach czasem gramy na siebie, widać jego klasę. W meczach przydaje się nam w wielu względach. Wszyscy rywale są gotowi na to, że chcemy rozgrywać od tyłu, dlatego musimy szukać różnych rozwiązań. Tak było z Górnikiem, kiedy sam szukałem dłuższych zagrań do niego, przez dwie linie. Nie ma łatwo, walczy z często wyższymi od siebie obrońcami, ale z mojej perspektywy bardzo udanie radzi sobie także w rozegraniu piłki. Najlepszy jest jednak w bezpośrednim otoczeniu bramki przeciwnika, bez dwóch zdań.
Jeśli jestem w jakiejś lidze, chcę być w niej jak najlepiej zorientowany. Dlatego weekendami spędzam sporo czasu na oglądaniu jej meczów, to pomaga na przyszłość, poznajesz silne i słabsze strony piłkarzy, z którymi prędzej czy później sam zagrasz. Na Słowacji nie miałem takiej opcji, w telewizji transmitowane było jedno spotkanie w kolejce, bo w większości rozgrywano je w tym samym czasie. Oczywiście, przyjemniej ci się ogląda ekstraklasę, gdy samemu wygrywasz wcześniej. Po naszym wyjeździe na Jagiellonię byłem rozczarowany tym remisem, ale wiedziałem, że zaraz mierzymy się z Górnikiem, więc obejrzałem jego starcie z Pogonią. To też dużo mi dało.
W poprzednich klubach pełniłem funkcję kapitana kilka razy, dlatego czuję się odpowiedzialny za swoją obecną drużynę. Wolę przemawiać na boisku, na nim być jednym z liderów, wspomóc innych chłopaków swoją grą. Czasami ktoś popełni błąd, spuści głowę na dół, a tak nie powinno być. Każdy piłkarz na świecie czasem coś zawali, moi młodsi koledzy muszą pamiętać, że jeszcze dużo meczów przed nimi. I wygranych, i przegranych. Sam też mogę liczyć na swoich partnerów, to dla mnie cenne, gdy dla przykładu Thomas Rogne pomaga mi w trakcie meczów. Grał w Celtiku, jest naturalnym liderem, potrafi być sporym wsparciem. Cieszy mnie, gdy słyszę podpowiedzi Mickeya, cały czas się komunikuje z nami wszystkimi, podpowiada odnośnie jak najlepszego ustawienia, to jest u niego fantastyczne. Także w środku mamy dużo jakości, niejedno widział Pedro Tiba, daje drużynie ważną stabilizację. Nie ma jednak uniwersalnego schematu na bycie postacią wiodącą, ale to istotne, że mamy takich w szatni wiele.
Interesuje mnie, z jakim odbiorem spotykają się nasze mecze. Jesienią często widziałem, że koledzy pokazują się w nich z korzystnej strony, ale jedna czy dwie rzeczy im nie wychodzą. Wszyscy im od razu je wytykają, a piłkarz zaczyna się zastanawiać, czy faktycznie wszystko z nim ok, jego pewność siebie spada. Mimo to myślę, że nawet gdy wyniki nie były najlepsze, a nasza gra wyglądała przyzwoicie, kibice chcieli przychodzić na nasze spotkania i widzieć swój klub prezentujący dobry futbol. A ten uważam, że od pewnego momentu zeszłej rundy gramy najlepszy w Polsce. Odczuwam teraz znacznie bardziej pozytywne emocje ze strony naszych fanów, oni też widzą, że znajdujemy się coraz bliżej czołówki, zmniejszamy te straty w tabeli. Ludzie w Poznaniu są wymagający, wiedziałem to przed przyjściem tutaj, ale… podobało mi się to. Nasza rola w tym, żeby na stadion przychodziło ich coraz więcej. Jeśli jesteś pewny swoich umiejętności, presja ci nie przeszkadza, w końcu gra się dla kibiców.
Piłkarzowi zawsze podoba się, gdy widzi jakiś określony cel. My swój realizujemy od dłuższego czasu, ta filozofia jest widoczna też na zewnątrz. Gdyby nagle Mickey zaczął co wznowienie grać dalekie podania, a my czekalibyśmy tylko na drugą piłkę, nie pokazalibyśmy swoich atutów. Takich drużyn w Polsce nie brakuje i rozumiem to, każdy ma swój styl, ale ja jestem zwolennikiem naszej drogi. Od początku słuchałem o budowaniu akcji od tyłu, dostrzegałem ten pomysł jeszcze w sparingach, które oglądałem na Youtube i byłem pewien, że się odnajdę w takiej filozofii. Dużą wartością są dla nas młodzi zawodnicy, dają sporo liczb, są przyszłością nie tylko naszego klubu, ale i reprezentacji waszego kraju. Nie da się grać tylko nimi, ale my zachowujemy odpowiednie proporcje. Brakuje nam tylko stabilizacji na przestrzeni dłuższego czasu, ale nie mam wątpliwości, że ona przyjdzie.
Zapisz się do newslettera