Rozkręcają się już przygotowania do piłkarskiej wiosny. Jaka będzie dla Was runda rewanżowa?
Myślę, że przede wszystkim trudniejsza. Zawsze wiosna jest ważniejsza, bo przecież wtedy kończy się sezon. Nie mamy złudzeń - wiemy, że oczekiwania wobec nas są duże. Stoimy przed wielkim wyzwaniem, zdobycia wicemistrzostwa Polski. Nie jest to cel oderwany od rzeczywistości, wynikający z jakiegoś chciejstwa, a jak najbardziej realny. Choć nie ukrywajmy - wymagający od nas niezwykle ciężkiej pracy. Musimy nie tylko obronić się przed atakami z niższych miejsc w tabeli - ze strony silnej Korony i Groclinu, ale nade wszystko wyprzedzić potentata polskiej piłki - Legię Warszawa, której przewaga nie jest wcale śladowa. Mamy motywację, by doskonale się przygotować, aby zaprocentowało to później w meczach.
Osobiście przystępujesz do przygotowań z większą werwą, po okresie kontuzji, który wykluczył Cię z gry na niemal całą rundę jesienną?
Mam dużą motywację, ale nie podchodzę z zapałem większym niż zwykle. Nie zamierzam pracować za dwóch, czy też ponad to co zaleca trener, bo takie wyskoki mogą się dla mnie źle skończyć. Mówię tutaj o możliwości przetrenowania. Jak to mówią nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu". Zresztą sądzę, że treningi które zaaplikuje nam szkoleniowiec będą na tyle ciężkie, że w zupełności wystarczą, aby się dobrze przygotować i być w formie. Trener wie co robi. Podejrzewam, że nie będzie nawet miejsca na to, żeby robić coś więcej.
Trenowałeś jednak w trakcie swoich wakacji. To nie była nadgorliwość?
Nie. Wynikało to z tego, że wcześniej nie mogłem za bardzo trenować przez kontuzję. Kiedy już zostałem dopuszczony do wykonywania normalnych ćwiczeń fizycznych, akurat skończył się sezon, a chłopacy wyjechali na urlopy. Chciałem zatem nadgonić zaległości, żebym teraz nie odstawał i nie miał kłopotów przez cały okres przygotowawczy z obciążeniami, bo to utrudniłoby mi przebicie się na powrót do pierwszego składu.
W związku z tym jesteś nieco do przodu" względem kolegów jeżeli chodzi o etap przygotowań?
Pewnie trochę tak. Ale to wyjdzie dopiero po rozpoczęciu treningów na dobre. Tak naprawdę pierwszy tydzień jest lekki i ma służyć rozruszaniu zastałych nieco mięśni, które przez miesiąc odpoczywały. Coś więcej na ten temat będę mógł powiedzieć dopiero po kilku dniach treningów w górach, gdzie wyjedziemy na pierwsze zgrupowanie. Tam będziemy naprawdę dużo biegać i wtedy okaże się, czy moja pojemność płuc jest większa niż kolegów z drużyny.
Motywem tego, że trenowałeś podczas urlopu było również nabranie kondycji przed obozem? Wiadomo przecież, że zgrupowania u Franciszka Smudy są dla Was wyczerpujące.
Nie ulega wątpliwości, że trenuje się bardzo ciężko, ale zima dla piłkarza jest po prostu takim okresem, w którym należy ciężko trenować. U trenera Smudy wygląda to zawsze dosyć groźnie, więc trzeba wykazać się twardym charakterem i mocnym zdrowiem, żeby cały ten okres przygotowawczy przepracować bez przerw w treningach. Przed urlopem rozmawiałem ze szkoleniowcem, który powiedział mi, żebym w grudniu nie próżnował, bo to odbije się na mojej postawie w styczniu. Za jego radą, ale także zgodnie z wewnętrznym przekonaniem albo raczej wiedzą, że mam spore zaległości, zdecydowałem się na poświęcenie kawałka z mojego czasu wolnego. Jesienią grałem bardzo mało, a zawsze wtedy kondycja i forma ucieka. Żeby ją ponownie złapać, konieczna jest ciężka praca.
Trzeba przyznać, że we wrześniu miałeś nieprawdopodobnego pecha.
Zgadza się. Niosąc drewno do kominka, przewróciłem się na podjeździe przed podwórkiem. Upadłem na lewy bark i szybko okazało się, że ucierpiał nieszczęsny więzozrost, co wykluczyło mnie z gry na prawie trzy miesiące. Straszliwy pech. To było około godziny 20. Zaraz trafiłem do szpitala. Około 22. miałem prześwietlenie. Ale już przed nim dyżurująca pani doktor, jako doświadczony lekarz, powiedziała mi, że jest to więzozrost, a co za tym idzie - czeka mnie dłuższa przerwa.
Jak się czułeś?
Chciałem wówczas, żeby ten rok jak najszybciej się skończył, bo był dla mnie prawdziwie nieudany. Wiosną miałem problemy z przebiciem się do wyjściowej jedenastki. Jesienią przekonałem do siebie trenera, grywałem już mecze w pełnym wymiarze czasowym, ale dobrą passę przerwała kontuzja. Plan był zupełnie inny. Mam nadzieję, że 2008 rok będzie dla mnie o wiele lepszy. Muszę być zdrowy, a jeżeli tak będzie to wszystko zależy już ode mnie, mojej postawy. Liczę, że będę po prostu grał i znowu - jak dawniej - stanowił o sile Lecha.
Jakieś skutki tamtego zdarzenia jeszcze odczuwasz?
Na dniach mijają dokładnie cztery miesiące. To wystarczający czas, by dojść do siebie. Już na początku grudnia trenowałem praktycznie na pełnych obrotach, brałem udział w treningowych gierkach i nic nie bolało. Nie miałem też blokady psychicznej przed walką na boisku. Kilkakrotnie upadłem na ten bark, jednak wszystko było w porządku. Przed środowym wyjazdem do Szklarskiej Poręby mam zamiar udać się jeszcze do lekarza, żeby dowiedzieć się wszelkich szczegółów, na przykład jakich ćwiczeń unikać. Mam nadzieję, że wszystko będę mógł wykonywać, ale wolę się upewnić, czy aby czegoś mi nie zabroni. Okres przygotowawczy jest ciężki, robi się różnego typu ćwiczenia i nie chciałbym zrobić sobie niepotrzebnej krzywdy i kłopotu.
Do Lecha przymierzany jest Tomasz Bandrowski, który najprawdopodobniej podpisze kontrakt. To dla Ciebie poważna konkurencja?
Jest defensywnym pomocnikiem, dlatego najprawdopodobniej właśnie ze mną i z Dimitrijem Injacem będzie rywalizował o miejsce w pierwszym składzie. Nie znam na razie tego człowieka. Nie widziałem też nigdy, jak gra. Myślę jednak, że skoro uzyskał zainteresowanie Lecha Poznań, musi być niezły.
Nie miałeś z nim dziś żadnego kontaktu?
Był w klubie. Przywitaliśmy się, ale nie trenował. Ograniczyliśmy się tylko do dialogu - cześć - cześć". Wiem jedynie jak wygląda, czy ma silny uścisk dłoni i takie tam podobne parametry.
Rozmawiał: Marcin Gościniak
Zapisz się do newslettera