Podczas tegorocznego zgrupowania w Belek powracamy do serii wywiadów z młodymi zawodnikami, którzy debiutują z Lechem Poznań na zagranicznym zgrupowaniu. Na pierwszy ogień wybraliśmy Jakuba Karbownika, który w trwającym sezonie II ligi wystąpił w szesnastu meczach rezerw Kolejorza. Na jakiej pozycji zaczynał swoją przygodę z piłką? Jak wspomina przyjęcie w szatni przez Dariusza Dudkę? Jak zapamiętał swoją pierwszą bramkę na poziomie seniorskim? O tym wszystkim opowiedział w poniższej rozmowie.
Kuba, jak zaczęła się twoja przygoda z piłką nożną?
- Zacząłem grać mając pięć lat, a namówił mnie do tego tata, który sam był piłkarzem. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych występował m.in. w GKS-ie Bełchatów, w którym również ja zaczynałem. Na początku chciałem być bramkarzem, ponieważ zawsze lubiłem się rzucać i do dzisiaj mi to zostało. Po treningach często lubię pobronić strzały kolegów.
I dlaczego zmieniłeś pozycję?
- Tata mnie namówił, bo sam był napastnikiem. Poza tym zwracał uwagę na swój wzrost i na to, że raczej więcej nie urosnę, a więc nie ma co się oszukiwać. To właśnie jako atakujący zacząłem się pokazywać od najmłodszych lat z dobrej strony. Od samego początku bardzo cieszyło mnie zdobywanie bramek.
Jak to się stało, że trafiłeś do Lecha?
- Grając w GKS-ie zacząłem coraz bardziej przykuwać uwagę innych klubów. Wszystko działo się jak byłem w pierwszej klasie gimnazjum i wśród kilku ofert pojawiła się też ta z Poznania. Przyjechałem dwa razy do Wronek, zobaczyłem jak blisko siebie są szkoła, internat oraz przede wszystkim boiska i zdecydowałem się.
U jakiego trenera zaczynałeś?
- U trenera Bartosza Bochińskiego. Na początku miałem duże nadzieje, że będę grał na "9", jednak później dostrzeżono we mnie inne atuty. Przez to zacząłem grać na skrzydle, gdzie do dzisiaj występuję. Jednak nie ma dla mnie żadnej różnicy po której stronie boiska gram, a więc gdzie mnie wystawi trener tam daję z siebie 100%.
I tak powoli, pokonując kolejne szczeble, stałeś się jednym z zawodników najregularniej występującym w drugiej drużynie Kolejorza.
- Tak, na przestrzeni lat przechodziłem po kolei etapy od trampkarzy do juniorów starszych, aż rzeczywiście udało mi się zagrać po raz pierwszy w rezerwach. Na początku były to końcówki spotkań, ale z czasem, po wywalczeniu awansu do II ligi, udało mi się złapać regularność. Pokazałem co potrafię i dzięki temu zacząłem pojawiać się też w podstawowym składzie.
Czujesz różnicę między tymi ligami?
- Jak najbardziej. W III lidze było zdecydowanie więcej siłowej gry, a większość zespołów grała bardziej na awanturę, niż w piłkę. W II lidze więcej drużyn chce prezentować się z tej drugiej strony. Oczywiście to nadal jest często futbol dosyć mocno fizyczny, ale my staramy się nadrabiać to naszymi innymi atutami.
A jak odebrałeś dosyć szybkie przejście z szatni juniorskiej do szatni seniorskiej?
- Przyjęcie w szatni rezerw wyglądało tak dobrze, że zupełnie nie zauważyłem tego przejścia. Każdy w klubie wie, jaką osobą jest Darek Dudka, a więc naprawdę czuliśmy jego pomoc i podpowiedzi. Podobnie jest na obozie, ponieważ tych młodych chłopaków jest dużo, a więc bezproblemowo można się odnaleźć w grupie.
Twój awans sportowy był tak szybki, że w krótkim odstępie czasu miałeś okazję występować w trzeciej i drugiej lidze, ale również w dwumeczu z Herthą BSC w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Jak po czasie oceniasz tamte starcia?
- Było widać różnicę między naszymi zespołami. Najlepiej świadczy o tym wynik, ale oprócz tego było widać, że odstajemy od nich w różnych aspektach. Bardzo fajnie byłoby doskoczyć do ich poziomu, ale nadal jest to wszystko przede mną, jak i przed resztą chłopaków.
Skoro przeszedłeś od bramkarza do zawodnika grającego zdecydowanie z przodu, to na pewno wiele radości sprawiła ci pierwsza bramka na poziomie seniorskim? Tym bardziej, że to trafienie na 3:0 w starciu z Bytovią Bytów było nieprzeciętnej urody.
- Jak dostałem piłkę od razu zauważyłem, że bramkarz wyszedł i moją pierwszą myślą było uderzenie podcinką. Całe szczęście się udało, bo czuję, że jakbym nie trafił albo nie udało mi się czysto trafić to dostałoby mi się po meczu. Na szczęście udało się i bardzo mnie to cieszy. Oby na wiosnę tych trafień było więcej.
Czy możliwość trenowania z pierwszym zespołem odbierasz jako szansę na szybki rozwój?
- Oczywiście. Są tutaj piłkarze, których oglądając mecze się podziwiało, a teraz codziennie z nimi trenuję. Przede wszystkim skupiam się na tym, żeby jak najlepiej się pokazać, ale równocześnie bardzo miło jest poczuć tę atmosferę pierwszego zespołu. Po samych treningach już czuć o wiele szybszą grę i inny poziom techniczny. Dzięki temu z każdych zajęć na boisku staram się wynieść jak najwięcej, żeby stawać się coraz lepszym.
A jest ktoś na kim się wzorujesz? Tu w Lechu i ogólnie w piłce?
- Na pewno kimś takim jest Kamil Jóźwiak, którego cały czas staram się podpatrywać. A co do światowej piłki to raczej nie będę oryginalny i wybiorę Leo Messiego. Od najmłodszych lat uwielbiałem go oglądać i do dzisiaj się to nie zmieniło. Jednak śledząc mecze staram się podpatrywać wszystkich wybitnych zawodników występujących na skrzydłach. Bardzo często spotkania oglądam z tatą, który ocenia różne rzeczy dziejące się na boisku i w ten sposób stara się mi podpowiadać.
Stawiasz sobie jakiś cel na to zgrupowanie i na najbliższe pół roku?
- Chcę po prostu pokazać co potrafię, a największym marzeniem byłoby dostać się do pierwszego zespołu na stałe i cały czas trenować w Poznaniu. To być może pozwoliłoby mi zadebiutować i zagrać przy Bułgarskiej. Mam nadzieję, że jest to wszystko przede mną, jest to moim celem, ale muszę to poprzeć ciężką pracą. Jeżeli tak będzie to wierzę, że to wszystko może się udać.
Rozmawiał Mateusz Jarmusz
Zapisz się do newslettera