- Taka wygrana na pewno zbuduje nas jeszcze bardziej. To było widać po tym, jak zdobyliśmy pierwszą bramkę i wszyscy zaczęliśmy się razem cieszyć. I tak obecnie mamy już w zespole mega atmosferę, ale takie momenty na pewno podbudują nas jeszcze bardziej na kolejne spotkania - mówi strzelec jednego z goli w niedzielnym meczu z Lechią Gdańsk, Filip Marchwiński.
W ramach 23. kolejki PKO Ekstraklasy Lech Poznań pokonał na stadionie przy ulicy Bułgarskiej gdańską Lechię 2:0. Zawodnicy trenera Dariusza Żurawia mieli przewagę przez całe spotkanie, ale szczególnie nasiliła się ona w drugiej części gry, kiedy już na samym początku na skutek otrzymania dwóch żółtych kartek boisko musiał opuścić Karol Fila.
- W drugiej połowie meczu graliśmy w przewadze i było nam trochę łatwiej. Cały czas stwarzaliśmy sytuacje i to naprawdę dogodne. Teraz jak już wiemy, że wygraliśmy, to można powiedzieć, że szkoda, że tak mało bramek padło, bo statystyki strzałów mieliśmy niesamowite. Bardzo się cieszę, że Kuba w końcu otworzył ten wynik i później ja mogłem dołożyć swoją cegiełkę do tej wygranej - komentuje "Marchewa".
- Nie kojarzę w ogóle meczu z taką liczbą strzałów jednej drużyny. Widziałem takie z przygniatającą przewagą, jeżeli chodzi o posiadanie piłki, ale nie coś takiego jak z Lechią - dodaje pomocnik Kolejorza.
Na pewno jednym z elementów, który zostanie dobrze zapamiętanym przez kibiców po tym meczu była postawa Dusana Kuciaka, który swoją grą sprawił, że tak długo utrzymywał się wynik bezbramkowy. Momentami można było zaobserwować lechitów kręcących głową z niedowierzaniem, po kolejnej zaskakującej interwencji golkipera. - Bramkarz Lechii Gdańsk miał niesamowity mecz, ale w końcu znaleźliśmy na niego sposób. Kolejne niewykorzystane sytuacje napędzały nas i nie pojawiała się w nas żadna negatywna energia. Czekaliśmy na ten właściwy moment, który w końcu przyszedł - twierdzi wychowanek niebiesko-białych.
W drugiej połowie byliśmy świadkami wydarzeń, które nie powinny być obecne na polskich stadionach. Osoby zasiadające w sektorze gości zaczęły obrzucać racami trybunę, na której zasiadali kibice Lecha Poznań. W związku z tym sędzia najpierw przerwał grę, a następnie poprosił piłkarzy o opuszczenie murawy. Ostatecznie gra została wznowiona po prawie piętnastu minutach.
- W czasie przymusowej przerwy mogliśmy wszystko na spokojnie przeanalizować i ustaliliśmy jak mamy rozegrać te ostatnie dwadzieścia minut. Możliwe, że dała nam też ona lekką świeżość. Można było obawiać się, że trochę zastygniemy w tym czasie, ale na szczęście tak się nie stało - mówi Marchwiński.
- Taka wygrana na pewno zbuduje nas jeszcze bardziej. To było widać np. po tym jak zdobyliśmy pierwszą bramkę i wszyscy zaczęliśmy się razem cieszyć. Jak cała ławka rezerwowych pobiegła do nas do narożnika. I tak obecnie mamy już w zespole mega atmosferę, ale takie momenty na pewno podbudują nas jeszcze bardziej na kolejne spotkania – kontynuuje "Marchewa".
W końcówce spotkania, kiedy lechici robili wszystko, żeby objąć prowadzenie, na pewno czuli pomoc trybun, które żywiołowym dopingiem wspierały swój zespół. - Czuliśmy wsparcie. Kibice z całego stadionu nas nieśli i w tym starciu czuliśmy tego dwunastego zawodnika. Można powiedzieć, że w tym momencie graliśmy z dwuosobową przewagą i bardzo liczymy na takie wsparcie w następnych domowych meczach - kończy Filip Marchwiński.
Zapisz się do newslettera