W ostatnim spotkaniu rezerw Lecha Poznań na prawej stronie bloku obronnego lechitów zagrał Tymoteusz Klupś, który cały czas wraca do optymalnej dyspozycji po kontuzji odniesionej na początku sezonu. - Gram tam gdzie dostanę możliwość gry. Obojętnie czy jest to lewa, czy prawa obrona, czy skrzydło to zawsze daję z siebie 100% - mówi wychowanek Kolejorza.
Początek sezonu 2019/2020 mógł być bardzo udany dla Tymoteusza Klupsia, ponieważ w pierwszym domowym meczu z Wisłą Płock pojawił się w podstawowym składzie lechitów. Niestety już w 19. minucie spotkania musiał opuścić plac gry ze względu na nieszczęśliwy uraz. Od tego czasu jedynie raz pojawił się na boiskach ekstraklasy (domowe starcie z Cracovią), a przez większość czasu odbudowuje się regularną grą w rezerwach poznańskiego klubu. Tak było też w miniony weekend w spotkaniu przeciwko Olimpii Elbląg.
- Ze względu na ostatnie urazy i brak gry to w moim przypadku każdy mecz jest przydatny oraz przybliża mnie do optymalnej formy. Na pewno boli brak trzech punktów, ale mnie cieszy to, że mogłem ponownie zagrać po tej dłuższej przerwie. Każda minuta spędzona na boisku pozwala mi się odbudowywać – mówi Klupś.
Do tej pory skrzydłowy Kolejorza wystąpił w dziewięciu meczach drugiego zespołu Lecha, w których strzelił jednego gola oraz zaliczył jedną asystę przy trafieniu kolegi. Spotkanie z Olimpią Elbląg było wyjątkowe, ponieważ tym razem Klupś wystąpił nie w pomocy, a w formacji defensywnej zespołu trenera Rafała Ulatowskiego. – Nie jest to dla mnie optymalna pozycja, ale starałem się dawać z siebie wszystko. Jednak można też powiedzieć, że jest to dla mnie nowa-stara pozycja, bo w czasach juniorskich już zdarzało mi się tak grać – komentuje lechita.
Spotkanie z Olimpią Elbląg miało również wyjątkowy wymiar ze względu na liczny udział zawodników pierwszego zespołu Lecha Poznań. Cały podstawowy skład stanowili piłkarze na co dzień trenujący na boiskach znajdujących się przy ulicy Bułgarskiej, a starcie mimo to zakończyło się jedynie remisem 1:1. Po końcowym gwizdku lechici nie ukrywali rozczarowania tym wynikiem. - Takie mecze są zawsze trudne, bo patrząc na skład to my jesteśmy zdecydowanym faworytem i zespół przeciwny odpowiednio nastawia się pod to. W pierwszej połowie strzeliliśmy gola i kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku, pewnie i cierpliwie rozgrywając swoje akcje. Jednak jeżeli w takim meczu nie zdobywa się drugiej bramki i nie uspokaja się spotkania to wtedy wkrada się nerwowość. W momencie kiedy straciliśmy prowadzenie to goście jeszcze bardziej zaczęli się nakręcać. Przez to w drugiej części nadziewaliśmy się na kontry i nie mieliśmy takiej kontroli nad meczem jak wcześniej. Ten remis jest tak naprawdę porażką – kończy Tymoteusz Klupś.
Zapisz się do newslettera