Lech Poznań zmierzy się z Legią Warszawa 1 października. Dokładnie pięć lat wcześniej, w jesiennym wieczór 2017 roku, oba zespoły również zmierzyły się na stadionie przy Bułgarskiej, Kolejorz odniósł efektowne zwycięstwo 3:0, a jedną z bramek zdobył Łukasz Trałka. Dziś były kapitan niebiesko-białych wspomina to starcie z legionistami.
Rzadko kiedy Lech wygrywa tak efektownie wysoko i do tego efektownie z Legią jak to miało miejsce 1 października 2017 roku. Swoją drogą, właśnie teraz dopiero skojarzyłem datę tego starcia i to, kiedy gramy teraz, więc mogę powiedzieć krótko – - powtórka mile widziana, życzę jej obecnej drużynie Lecha. Jeśli miałbym na coś zwrócić uwagę w kontekście tamtego spotkania, to na pełną kontrolę od samego początku. Świetnie weszliśmy w to spotkanie, od początku byliśmy agresywni i to nas napędzało. Mówię o pełnej kontroli, bo do przerwy było 2:0, potem Maciek Makuszewski strzelił na 3:0. Co prawda, było to z kontrataku, ale to wcale nie tak, że cofnęliśmy się i broniliśmy wyniku. My na boisku po prostu czuliśmy, że nie jest w stanie nam się wydarzyć nic złego tego dnia.
Pamietam, że wtedy zawieszony był trener Nenad Bjelica i na ławce zastępował go jego asystent, Rene Poms. My tego jednak prawie w ogóle nie odczuliśmy. Dlaczego? Bo przy takich sytuacjach, przy takich meczach, masz wszystko ustalone i przepracowane w trakcie tygodnia z pierwszym trenerem. Jasne, gdyby wynik do przerwy był niekorzystny, to wtedy trener Bjelica byłby istotny, bo należałoby wprowadzić jakieś korekty. Ale my prowadziliśmy 2:0, a wtedy nie trzeba zbytnio ingerować w taktykę. Także spokojnie, Rene dał radę.
Maciej Gajos strzelił na 1:0, a ja na 2:0. Stało się to po rzucie rożnym, pamiętam to dobrze, wyszedłem do piłki, miałem idealny tajming i wpadło tuż przy słupku. Krył mnie wtedy Michał Pazdan i nie było łatwo z nim zawalczyć o pozycję. Ale ja do dziś żałuję tego, że kilka minut później nie trafiłem raz jeszcze. Pamiętam doskonale, że miałem podobną sytuację i wtedy futbolówka po mojej próbie przeleciała nad poprzeczką. Dwie bramki w takim meczu to byłaby dla mnie niesamowita sprawa. Ale i ten jeden, i efektowny triumf cieszył niesamowicie.
Ze wszystkich meczów, jakie w Lechu zagrałem przeciwko Legii, ten był na pewno tym, w którym najbardziej zdominowaliśmy przeciwnika. Oczywiście, w Superpucharze wygrywaliśmy przy Łazienkowskiej 4:1, w Poznaniu o to trofeum triumfowaliśmy 3:1. Aczkolwiek z perspektywy czasu ja zawsze podkreślam, że do tego Superpucharu podchodziło się trochę inaczej niż do ligi. Niby to zawsze walka o trofeum, ale w hierarchii najniższe i jednak te ligowe boje z legionistami wzbudzały większe napięcie oraz adrenalinę. Nie mam wątpliwości, że w sobotę będzie tak samo.
Zapisz się do newslettera