Do tego meczu można wracać wielokrotnie, a za każdym razem przy oglądaniu skrótu pojawiają się ciarki. Zwłaszcza przy interwencji Macieja Gostomskiego, który wybronił trzy punkty, a te pozwoliły zrobić duży krok w kierunku mistrzostwa, bo wszak do końca sezonu pozostawały tylko trzy kolejki. Ta garść faktów sprawia, że odgadnięcie spotkania dla kibiców Kolejorza staje się dziecinnie proste. Tak, Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1:2 w 34. kolejce mistrzowskich rozgrywek 2014/2015.
Tło tego spotkania? Zacytujmy fragment relacji z naszej oficjalnej strony: - Lech jechał do Gdańska, by utrzymać pozycję lidera T-Mobile Ekstraklasy i poczynić kolejny krok w stronę mistrzostwa Polski. By tego dokonać, Kolejorz musiał wygrać w Gdańsku, ponieważ w sobotę Legia zgarnęła trzy punkty w Szczecinie. Smak wygranej nad morzem Niebiesko-Biali dobrze znają, bo triumfowali na PGE Arenie na początku sezonu. Od czasu jednak, gdy Lechię prowadzi Jerzy Brzęczek, Biało-Zieloni nie przegrali u siebie.
Do przerwy było 1:0 dla gości po golu Kaspera Hämäläinena, który idealnie wyskoczył zza obrońców. Po zmianie stron trwała wymiana ciosów. Gdy wydawało się, że prędzej padnie gol wyrównujący niż drugi dla Lecha, poznaniacy wykorzystali błąd gospodarzy. Marcin Kamiński naciskany oddał piłkę do Jasmina Buricia, ten wykopnął ją daleko na połowę Lechii, gdzie po niefortunnym zagraniu Rafała Janickiego dopadł do niej Szymon Pawłowski. Skrzydłowy przyjął i pewnie uderzył.
Wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty. Nic bardziej mylnego! Świetnie broniący Burić na dziesięć minut przed końcem doznał kontuzji i między słupkami musiał go zastąpić Maciej Gostomski. I od razu był sprawdzony i musiał być pod prądem, bo gospodarze naciskali. Sędzia Szymon Marciniak doliczył sześć minut, a już na początku tego okresu podyktował rzut karny za zagranie ręką. Stojan Vranjes nie pomylił się i zrobiło się bardzo nerwowo. Po rzucie rożnym kibice już cieszyli się z wyrównania, ale Gostomski tylko sobie znanym sposobem zdołał sparować futbolówkę na słupek. Po chwili wybrzmiał ostatni gwizdek sędziego.
Niezwykle ważne trzy punkty pojechały do Poznania, a bohaterem był jeden - Gostomski, który w rozmowie z dziennikarzami żartował, że za stwierdzenie, że jest bohaterem leje w twarz. Później ta interwencja została zresztą wybrana najlepszą w całym sezonie ESA.
- Nie pamiętam w ogóle, że grałem - z rozbrajającą szczerością przyznał polski bramkarz. - Naprawdę, duży stres. Wszedłem w ciężkim momencie i wygraliśmy, tak? 2:1? Nie wiem, jestem w szoku - dzielił się wrażeniami. Generalnie cała drużyna stanęła na wysokości zadania, cała drużyna się starała i cała drużyna wygrała. Nie jestem żadnym bohaterem. Zmiana? Często jak leży bramkarz to drugi się rozgrzewa, a tu od razu poszło hasło, że wchodzę. Wszedłem, wygraliśmy i najważniejsze, że zrobiliśmy kolejny krok do mistrzostwa Polski - podsumował.
Kilkanaście dni później Kolejorz po raz siódmy został mistrzem Polski.
Zapisz się do newslettera