Kotorowski: Drażni mnie już temat bramkarzy
- Straszono mnie już wcześniej nazwiskami nowych golkiperów, którzy mają wzmocnić Lecha. Drażni mnie już ten temat. Ale brak pewności, czy się zagra w kolejnym meczu, powoduje, że od poniedziałku zaczyna się walka o skład na nowo. I dzięki temu wszyscy zapieprzamy równo - mówi bramkarz Lecha Krzysztof Kotorowski, który może stracić swoje miejsce w składzie na rzecz Emiliana Dolhy
Radosław Nawrot: Stanąłeś między słupkami bramki Lecha Poznań, choć przecież bronić miał Emilian Dolha. Nie został jednak w porę zatwierdzony. Drażni Cię ta sytuacja?
Krzysztof Kotorowski: Drażni, bo ciągle temat bramkarzy jest na tapecie. Mnie już wcześniej straszono nazwiskami nowych golkiperów, którzy mają wzmocnić Lecha. Tymczasem za wszelką cenę staram się o tym nie myśleć, aby nie stracić koncentracji na mecz. Co mam robić? To, co umiem najlepiej. Pracuję, trenuję i chcę walczyć z każdym o miejsce w składzie.
Trener mówi wyraźnie - jesteś dobry w grze na linii, natomiast musisz poprawić grę na przedpolu.
- Pewnie, że na przedpolu zdarzają się pomyłki, ale przecież nie tylko mnie. Większość bramkarzy może powiedzieć o sobie, że popełnia błędy na przedpolu. I tak w tym elemencie dużo poprawiłem ja, a także zespół, bo na przedpolu gra nie tylko bramkarz.
Czy dla bramkarzy lepsza jest sytuacja, gdy trener oznajmia, który jest dla niego numerem jeden i na kogo stawia, czy też raczej taka, w której dochodzi do rywalizacji przed każdym meczem?
- Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że pozycję numer jeden w zespole powinno się jednak za każdym razem udowadniać. No bo jak to sobie niby wyobrażamy - że zawodnik zaczyna nagle się mniej przykładać do treningów, bo przecież jest numerem jeden? Brak pewności, czy się zagra w kolejnym meczu, powoduje, że od poniedziałku zaczyna się walka o skład na nowo. I dzięki temu wszyscy zapieprzamy równo.
Jak wyglądał mecz z Koroną widziany z bramki?
- Pierwsze 60 minut toczyło się znacznie bliżej niej. Wiedzieliśmy, że Korona ruszy, bo przegrała swój pierwszy mecz. I chcieliśmy to my pierwsi strzelić jej gola. Trochę minęło czasu, nim zaatakowaliśmy i wtedy każdy nasz strzał mógł zmienić wynik, ale wciąż patrzyliśmy na zegar, a minuty strasznie szybko uciekały.
Jak zaczyna się taki szturm? Ktoś daje sygnał krzykiem? Ustalacie to, rozmawiacie?
- Jasne, że rozmawiamy. Ja się nawet drę, ale przy takim tumulcie na stadionie kompletnie nic nie słychać. Szturm ustaliliśmy już w szatni, w przerwie. Tyle że nie spodziewaliśmy się, że choć Korona prowadzi 1:0, nie odpuści i jeszcze na nas ruszy po przerwie. Zaskoczyła nas, więc musiało minąć trochę minut po przerwie, nim opanowaliśmy sytuację. I wtedy zaczęliśmy grać. Świetna była ta zmiana Floriana.
Czy zwyczaj nakazuje uczcić debiut takiego chłopaka jakimś piwem?
- No nie my będziemy je stawiać. To Dawid musi w wolnej chwili postawić jakieś piwko.
Pamiętasz galę przedsezonową w Multikinie i deklarację prezesa Rutkowskiego, że bijemy się o majstra? Co pomyślałeś, gdy to usłyszałeś?
- Spodziewałem się tego. Przecież wiemy, że nie po to Amica weszła w Lecha, żebyśmy grali w środku tabeli. Minęło trochę czasu od tego wejścia i przyszedł czas walczyć o najwyższe cele. Normalna sprawa. Mamy wąską kadrę, ale jest to wykonalne. Na razie mamy dwa mecze za sobą, to niewiele. Poczekajmy, wkrótce będziemy mądrzejsi.