Ta historia zaczyna się ponad 15 lat temu, dokładnie w 1998 roku. Smaczku dodaje jej fakt, że początek związany jest z największym rywalem Kolejorza. To właśnie po meczu z warszawską Legią grający w Lechu Piotr Reiss wrócił do domu z pierwszą "zdobyczną" koszulką... wtedy akurat swoją. Teraz ma już ich w sumie koło setki. Najcenniejszy egzemplarz? Sprawdźcie sami.
Ta historia zaczyna się ponad 15 lat temu, dokładnie w 1998 roku. Smaczku dodaje jej fakt, że początek związany jest z największym rywalem Kolejorza. To właśnie po meczu z warszawską Legią grający w Lechu Piotr Reiss wrócił do domu z pierwszą "zdobyczną" koszulką... wtedy akurat swoją. Teraz ma już ich w sumie koło setki. Najcenniejszy egzemplarz? Sprawdźcie sami.
W Polsce był zakazKilkunastoletni Piotrek już w latach osiemdziesiątych żywo interesował się piłką nożną. To jednak czasy, w których tylko marzyło się o zdobywaniu trykotów meczowych europejskich klubów, bowiem zdobycie ich praktycznie graniczyło z cudem. Kupienie repliki, czy meczówki? Nie było o tym w ogóle mowy.
Z upływem lat, gdy "Rejsik" zaczął zawodowo grać w piłkę, postanowił przystąpić do realizacji dziecięcych planów. Występując od 1990 roku w Lechu Poznań, Kotwicy Kórnik (tu odbywał zastępczą służbę wojskową) i Amice Wronki, przez kilka lat nie miał jeszcze takiej możliwości. W polskich klubach brakowało pieniędzy, więc piłkarzom nie wolno było się wymieniać trykotami.
Ten z meczu z Legią był wyjątkiem. Nie dość, że Kolejorz wygrał przy Bułgarskiej z odwiecznym rywalem 3:0, to autorem wszystkim bramek był właśnie Piotr. Dla niego to był pierwszy hat-trick w ekstraklasie i... pierwsza koszulka z "9", która otworzyła też jego kolekcję.
Kolekcja rośnieZupełnie inaczej wyglądało to w Bundeslidze. Wszystko zmieniło się w 1998 roku, kiedy Piotr rozpoczął grę w Hercie Berlin. To był prawdziwy rarytas! - W Polsce brakowało środków na stroje, a w Bundeslidze mogłem wymieniać się zawsze. Nawet gdy całe spotkanie siedziałem na ławce, po meczu wymieniałem się z tymi, którzy grali - wspomina Reiss. I tak zaczęła powstawać okazała kolekcja.
Występując w Niemczech założył sobie, że zdobędzie koszulkę każdego Polaka, który biegał wówczas po boiskach Bundesligi. Udało się. Ale wymianą, którą wspomina teraz jako jedną z najcenniejszych, była ta z Michaelem Ballackiem. - Michael grał wtedy w 1. FC Kaiserslautern i nie był jeszcze piłkarską gwiazdą. Nie sądziłem, że wymieniam się z przyszłym kapitanem reprezentacji Niemiec, zawodnikiem Bayernu Monachium i Chelsea Londyn. To zdecydowanie jedna z najcenniejszych koszulek, która z czasem nabierała wartości - wspomina Reiss.
El Niño najważniejszyZdobycie trykotu, na którym Piotrowi zależało najbardziej, wymagało już pewnej gimnastyki. - Jestem fanem Chelsea Londyn i Torresa - mówi. - Dzięki znajomościom w piłkarskim świecie, po przejściu Fernando na Stamford Bridge, otrzymałem jego trykot i to… z autografem. To zdecydowanie najważniejsza koszulka w mojej kolekcji. El Niño to nie tylko świetny napastnik, ale piłkarz z osobowością. A do tego gra w drużynie, której kibicuję - dodaje Reiss. Pewnie trochę szkoda, że do takiej wymiany nie doszło na boisku po meczu.
Dla synaKiedy w 1997 roku urodził się Adrian, Piotr od razu pomyślał, że realizacja jego marzenia z dzieciństwa będzie też pamiątką dla syna. - Koszulki zbierałem z myślą o nim. Od początku wiedziałem, że Adrian również będzie kibicem i piłkarzem. Tak się zresztą stało, a większość kolekcji już mu przekazałem - przyznaje "Rejsik" i nie ukrywa, że jest dość sentymentalny - Jedno z pomieszczeń w moim biurze jest w całości udekorowane moimi koszulkami. Teraz czekam, aż Adrian zacznie powiększać kolekcję. Gdy zostanie profesjonalnym piłkarzem, na pewno będzie kontynuował tradycję. Mi najbardziej zależało na Torresie i to marzenie spełniłem. Teraz czas na niego - kończy.
Zapisz się do newslettera